Niedziela. Dzień, który kończy weekend i pewnie dlatego nie jest zbyt lubiany. Ale jest jeden dzień w roku, jedna niedziela, której wyjątkowo nie lubimy. Myśl o niej sprawia, że jeży nam się włos na głowie. Dokładnie chodzi tu o niedzielę tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego. Jest to dzień głębokich refleksji. Myślami powracamy do ambitnych planów, jakie mieliśmy, kiedy wakacje się zaczynały. Wydawało się, że przez dwa miesiące zdążymy zrobić wszystko, na co tyko mamy ochotę: pochodzić po imprezach, spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi, nadrobić kilka sezonów serialu (może nawet niejednego), a nawet pouczyć się czy przeczytać lekturę do szkoły. Zazwyczaj kończy się tylko na pierwszej części tych planów, ale pamiętajmy, że liczą się też chęci! A teraz pora, niestety, wrócić w szkolne mury. Pierwszy dzwonek i znowu jesteśmy uczniami. Starszymi o rok, mądrzejszymi o rok (teoretycznie) i o rok bardziej doświadczonymi.
Z lekkim uśmiechem patrzymy na nowych uczniów naszej szkoły i cieszymy się, że to już za nami (przy okazji serdecznie witamy kochane pierwszaki). Pierwsze dni mijają spokojnie, ale dobrze wiemy, że to tylko cisza przed burzą. W oczach nauczycieli widzimy iskierkę radości, która u uczniów powoduje lekkie przerażenie. Może dlatego, że z doświadczenia wiemy, iż takie zjawisko w ich oczach zawsze kończy się potem na naszych czołach? Kochane grono pedagogiczne po wakacjach wraca do pracy z zadziwiającą werwą i ochotą. Niektórzy wyglądają na wręcz od nowa zainspirowanych swoją pracą. Opowiadając nam na pierwszych lekcjach, czego będziemy się uczyć i od razu zapowiadając jakąś „małą” kartkówkę, albo ostrzegając przed odpowiedzią ustną, są tak szczęśliwi, jak bardzo my jesteśmy zrezygnowani. Chyba jednak nigdy nie przestanie nas dziwić to, co tak oczywiste i nieuniknione. Już wiemy, że naprawdę się zaczęło. To właśnie ten moment. Właśnie teraz musimy przestawić nasze umysły z trybu „odpoczynek” na tryb „przetrwanie”. Pora zmusić szare komórki do pracy. Sprawy jednak nie ułatwia ciało, z którym co rano toczymy walkę, aby zwlec się z łóżka (zwłaszcza w poniedziałek rano).
Mimo że wielu uczniów nie lubi matematyki, to w roku szkolnym zawsze zaczynamy odliczać – do wakacji, do świąt, do sylwestra, do ferii zimowych, do pierwszego dnia wiosny, do matur (akurat z nadejścia tego egzaminu nie każdy się cieszy), ale przede wszystkim do piątku, rozpoczynającego nasz cudowny weekend. Dwa dni na spotkania z przyjaciółmi, wspólne narzekanie i oczywiście na naukę! I tak aż do czerwca.
Ale przecież wcale nie będzie tak źle. Przetrwaliśmy już niejeden rok w różnych szkołach i wiemy, że buda ma też jasne strony … ekhem … oczywiście ma PRZEDE WSZYSTKIM jasne strony! W końcu gdzie indziej moglibyśmy spędzać po kilka godzin dziennie z naszymi przyjaciółmi przez 5 dni w tygodniu? Gdzie indziej nauczylibyśmy się tylu ważnych rzeczy od ludzi, którym naprawdę zależy, żeby coś do nas dotarło? Nie ma drugiego takiego miejsca. Dlatego, choć się do tego nie przyznajemy, to wszyscy dobrze wiemy, że stęskniliśmy się za naszą szkołą. Zrobiło się tkliwie, zatem to chyba najlepsza pora, żeby skończyć te wywody. Pora wziąć się za naukę. Powodzenia! 🙂
I.K.